Dla czytelnika z wykształceniem historycznym teza, że „Polskie Obozy Śmierci” istniały, nie tylko nie jest szokująca, ale jest dobrze udokumentowana. Dziś, gdy na całym świecie używanie zwrotu „Polskie Obozy Zagłady” jest odbierane przez obywateli polskich jako skrajny przejaw ignorancji lub celowego działania, sami Polacy poświęcają własnej, tragicznej historii, niedostatecznie dużo refleksji i badań, bo twórcą tego sformułowania nie jest żaden mityczny ośrodek wrogiej Polsce propagandy, ale Polak którego postawa życiowa stawiana jest za wzór do naśladowania.
Brzydka prawda Europy
Nazizm, będący lokalną odmianą faszyzmu, stworzony i ukonstytuowany w Niemczech przez niespełnionego artystycznie Austriaka, był, podobnie jak komunizm, ideologią panpaństwową. W Wehrmachcie realizującym plan Hitlera podbicia Europy służyli nie tylko rdzenni Niemcy, kadry tej formacji zasilali między innymi również Belgowie, Rumuni, Ukraińcy, Węgrzy, Łotysze, Francuzi, Hiszpanie a nawet Rosjanie i Polacy. Dobrze udokumentowane są przypadki kolaboracji całych państw lub ich części, z reżimem III Rzeszy: francuski rząd Vichy, chorwackie państwo ustaszów, czeski Protektorat Czech i Moraw, bliźniaczy mu twór, Pierwsza Republika Słowacka, na Węgrzech politykiem forsujący współpracę z Hitlerem był turanista Ferenc Szálasi, a w Norwegii faszysta (na zdjęciu) Vidkun Quisling. W Polsce próby nawiązania współpracy z armią lub administracją okupanta realizowały głównie wrogie bolszewizmowi i Żydom organizacje narodowo-chrześcijańskie, jak „Miecz i Pług”, falangiści z NOR, czy środowiska związane z NZS-ONR, a także niektórzy polscy intelektualiści, celebryci, politycy i społecznicy [1][2][3][4][5][6]. Nie ulega jednak wątpliwości i jest dobrze poświadczone źródłowo, że obywatele Polski rzadko i niechętnie współpracowali z najeźdźcami, a wcieleni przymusowo do komórek porządkowych i paramilitarnych, nie wykazywali się, poza nielicznymi, krwawymi wyjątkami [1][2][3], przesadną lojalnością i gorliwością, często okazywali niesubordynację i dezerterowali.
Mając powyższe na uwadze, ważne, by społeczeństwo polskie przestało obrażać się na tragiczną historię Polski w XX wieku, by przestało spychać fakty, kładące się cieniem na idyllycznym poczuciu wyższości wobec innych narodów Europy, na margines dyskursu historycznego. Jak pisał wielce szanowany Władysław Pabóg-Malinowski, nazywany demiurgiem polskiej historiografii:
[…] istniały w społeczeństwie tendencje do ugodowego współdziałania z Niemcami i […] gdyby Niemcy nie popełnili tylu zbrodni, odstraszających od stosunków z nimi, polscy Quislingowie pojawiliby się nawet dość licznie. […] Ale wypadki oportunizmu, zaprzaństwa, zdrady – są w zbiorowym życiu nieuniknione”
Polskie Obozy Zagłady
Personel obozów koncentracyjnych i zagłady (te nazwy często są mylone) stanowili, i to nie ulega wątpliwości, głównie zaślepieni nazizmem lub pieniędzmi Niemcy, ale również reprezentanci wielu innych nacji europejskich, którzy w ideologii nazistowskiej znaleźli źródło diabelskiej inspiracji, przeszli weryfikację lojalności lub czystości rasy [1][2][3][4][5][6][7][8][9][10][11][12][13][14][15][16]. Należy jednak zaznaczyć, że lista znanych i ustalonych nazwisk personelu nazistowskich obozów koncentracyjnych i obozów zagłady w Europie jest fragmentaryczna i niepełna, w przeważającej ilości przypadków historycy nie znają nawet miejsc urodzenia i śmierci rozpoznanych przez świadków lub schwytanych i osądzonych zbrodniarzy nazistowskich. Wynikało to z faktu pośpiesznego likwidowania [1][2][3] ewidencji więźniów, robotników przymusowych, ofiar i personaliów załogi ponad 12 tys obiektów, które III Rzesza budowała, o czym często publicyści polscy zapominają, nie tylko w krajach podbitych i sojuszniczych, ale także na swoim własnym terenie (zdjęcie: Amerykanie w obozie w Dachau – 29 kwietnia 1945 roku). Należałoby zadać pytanie, czy tak gigantyczną machinę likwidacji całych narodów i mniejszości etnicznych można było ukryć, jak sugerują polscy dziennikarze, komentatorzy życia publicznego i badacze? Czy Berlin, za sprawą jakichś na wpół konspiracyjnych komórek stara się oczyścić z winy za zbrodnie hitlerowskie II WŚ i przypisać termin „Polskie Obozy Zagłady” krajowi nad Wisłą? Cóż, narracja przedstawiana przez niektóre media w Polsce, jakoby wywiad RFN uknuł sprytną intrygę by oczyścić państwo niemieckie z zarzutów o masowe ludobójstwo, ma nie tylko wyraźny kontekst polityczny, ale przede wszystkim bardzo wątle podstawy faktograficzne, z kilku przyczyn.
Po pierwsze, opiera się na niepopartej dokumentami teorii Leszka Pietrzaka, historyka KUL, który sytuuje początek tego spisku o nazwie „Polskie Obozy Zagłady” w nazistowskich kadrach wywiadu niemieckiego (BND). W skrócie, bazując na rewelacjach Pietrzaka, nieistniejący już tygodnik „Wręcz Przeciwnie” piórem … Leszka Pietrzaka ujął to w 2011 tak:
„W 1956 r. oficerowie tajnej zachodnioniemieckiej komórki kontrwywiadowczej „Agencja 114” – zaproponowali propagowanie terminu „polskie obozy koncentracyjne” w odniesieniu do niemieckich obozów zagłady na terytorium Polski […]Plan zyskał wysoką ocenę i akceptację Reinharda Gehlena, szefa zachodnioniemieckiego wywiadu.”
Czy to nie dziwne, że wyżej przytoczone rewelacje ujrzały światło dzienne stosunkowo niedawno? Czy to nie zastanawiające, że ktokolwiek wygłasza podobne tezy bazuje na „Teorii Pietrzaka” nie próbując indywidualnie zweryfikować jego twierdzeń? Gdyby Pietrzak był poważnym badaczem, sfalsyfikowałby swoją teorię, zweryfikował źródła i podał je do publicznej wiadomości we własnych wpisach na blogu [1][2]. Nie robi tego jednak, a tropem tych insynuacji idą następni. 22 stycznia 2017 roku w TVP Info, nadano audycję „Bez Retuszu”, gdzie dr hab Piotr Wawrzyk, powtórzył publicznie, bodaj pierwszy raz na antenie ogólnopolskiej telewizji, te niczym nie poparte konfabulacje, co nawet nie powinno dziwić, Wawrzyk ma do kwestii źródeł oryginalne podejście. Na „Teorię Pietrzaka”, powołuje się (str. 148) w swojej wydanej w 2012 roku pracy „Polityka zagraniczna Polski. Wybrane zagadnienia i problemy” także Milena Malinowska:
Teoria Pietrzaka, o operacji niemieckich specsłużb pt. „Polskie Obozy Zagłady” żyje już własnym życiem, blogerzy i forumowicze bazując tylko na jednym, nieoźródłowanym artykule prasowym, snują dalsze części tej sagi [1][2][3][4], nikomu nie przeszkadza, że Pietrzak, choć gości na łamach ogólnopolskiej prasy ze swoimi odkryciami, nie opublikował swoich ustaleń w czasopiśmie naukowym, zadowolił się e-bookiem w wydawnictwie specjalizującym się publikacjach na temat szachów.
Po drugie, termin „Polskie Obozy Zagłady”, nawet jeśli teoria Pietrzaka zostałaby w przyszłości w jakiś sposób potwierdzona, w co szczerze wątpię, jest starszy od domniemanego spisku zachodnioniemieckich służb specjalnych o ponad dekadę. 12 lat wcześniej, Jan Karski, dziś polski bohater narodowy, przedostawszy się do USA napisał w październiku 1944 roku, w magazynie „Collier’s Weekly” artykuł pt. „Polski Obóz Zagłady” będący jego życiowym manifestem. Karski, tym szokującym dziś tytułem chciał zwrócić uwagę opinii publicznej, najwyższych władz USA i Wielkiej Brytanii na hekatombę która działa się na terenie Polski pod okupacją hitlerowską. Zrezygnowany staraniami własnymi i rządu londyńskiego zainteresowania administracji amerykańskiej i samego prezydenta Roosevelta działaniami nazistów w Polsce względem ludności cywilnej i podziemia zbrojnego, Karski zdecydował się napisać przerażający w odbiorze reportaż, swoisty suplement do „Raportu Karskiego”, któremu, jak wskazują badacze, z dzisiejszej perspektywy nie poświęcono należytej uwagi. Jest wielce prawdopodobne, że to właśnie dzięki tej publikacji i staraniom dyplomatycznym ówczesnego ambasadora w Waszyngtonie, świat dowiedział się o istnieniu hitlerowskiej machiny śmierci, wstrząsające informacje Karskiego nie ugrzęzły bowiem za zamkniętymi drzwiami w gabinetach oficjeli, a wypłynęły publicznie i rozpoczęły długi, bolesny proces godzenia się Europy z przeszłością. Termin „polskie obozy” pojawia się także krótko po wojnie w polskiej literaturze. Zofia Nałkowska, którą przecież trudno oskarżać o sprzyjanie teorii pietrzakowej konspiracji, posługuje się tym terminem w „Medalionach”, pisze:
„Od więźniów, powracających teraz do Polski z obozów niemieckich, z Dachau, z Oranienburga, dowiadujemy się nowych szczegółów, które uzupełniają naszą wiedzę o faktycznym stanie rzeczy. Okazuje się, że w Rzeszy całe zastępy specjalistów zajmowały się rozpruwaniem ubrań i obuwia zwożonego z obozów polskich do centrali. W szwach odzienia, w podeszwach i pod obcasami trzewików znajdowali oni mnóstwo zaszytych złotych monet.”
Po trzecie: teza, że Niemcy nie poczuwają się do odpowiedzialności za największe ludobójstwo XX wieku i próbują od kilkudziesięciu lat skierować uwagę świata w tej kwestii na Polskę, stąd forsowanie terminu „Polskie Obozy Zagłady”, jest nie tylko śmieszna, ale nie broni się przed konfrontacją z faktami (zdjęcie: front BZ, rok 2015). Proces oczyszczania się społeczeństwa niemieckiego z ludzi reżimu hitlerowskiego rozpoczął się natychmiast po wojnie, w myśl ustaleń jałtańskich, gdzie podjęto decyzję, że „niemiecki militaryzm i nazizm zostanie wykorzeniony”. Przebieg denazyfikacji i demokratyzacji miał nieco inny przebieg w każdej ze stref okupacyjnych, ale w gruncie rzeczy, objął całe spektrum życia społecznego, natomiast o ile proces demokratyzacji i demilitaryzacji Niemiec dziś ocenia się na ogół pozytywnie, to denazyfikacja budzi wciąż kontrowersje, podnosi się bowiem argument, że ludzie reżimu Hitlera nawet po wojnie piastowali urzędnicze, nierzadko dość wysokie stanowiska. Tym niemniej powojenne Niemcy nie były już tym samym krajem co kilka lat wcześniej, zniszczone, poniżone i świadome odpowiedzialności za rozpoczętą wojnę stały się wręcz państwem niezaangażowanym. Bijący w bębenek Erdogana publicyści, zarzucający Niemcom bierność, brak poczucia odpowiedzialności i zakłamywanie historii własnego kraju, niechętnie odnoszą się do gestów które rząd Niemiec wykonywał po wojnie, a wręcz je przemilczają. Jak zauważa prof. Jacek Leociak:
„Jeśli chodzi o świadomość pokoleniową, to nowe pokolenie urodzone po wojnie, tzw. pokolenie dzieci zbrodniarzy, bardzo przeżywało to straszne dziedzictwo”.
Niemcy nie tylko wielokrotnie przepraszały za Holokaust na szczeblu rządowym (zdjęcie: „Willy Brandt klęczy za Niemcy” – Warszawa, 7 grudnia 1970), a te historyczne gesty doczekały się własnych haseł w encyklopediach [1][2][3], wypłaciły też miliardowe odszkodowania [1][2][3], dojrzewając latami po traumie wojennej do inicjatyw zwykłych obywateli Niemiec, wnuków nazistowskich zbrodniarzy, duchownych, czy stowarzyszeń zawodowych. Nie powinniśmy również zapominać, że utożsamianie wszystkich Niemców z hitleryzmem, krzywdzi potomków tych, którzy będąc obywatelami III Rzeszy, bez względu na polityczne zapatrywania, czynnie walczyli z terrorem nazistów, płacąc za to nierzadko najwyższą cenę.
Powyższy artykuł napisałem w odpowiedzi na wylewający się z mediów szlam kłamstw i powierzchownych ocen, napisałem go, bo mam wrażenie, że zajmowanie się historią innych narodów, Niemców, Francuzów, Rosjan, Żydów, to nasza zbiorowa terapia, mająca wyprzeć ze zbiorowej świadomości fakt zaangażowania Polaków w haniebne czyny w czasie i po II Wojnie Światowej, jak morderstwa na ludności cywilnej z rąk Żołnierzy Wyklętych z NSZ i AK [1][2][3][4][5][6][7][8][9][10], jak”Polskie Obozy Zagłady” kierowane przez Polaków-komunistów, to również terapia mająca wyprzeć ze kart historii polski antysemityzm. Być może tak chcemy odreagować, ale nie służy to w dłuższej perspektywie ani samopoczuciu Polaków, ani prawdzie historycznej, a pogodzeni z historią śmielej i odważniej możemy spojrzeć w przyszłość.
Przepraszam Cię Polsko.